Sprawa porwania noworodka w Białogardzie. Ojciec dziecka publikuje nagranie wideo
- Na YouTube pojawiło się nagranie, na którym ojciec porwanego noworodka przedstawia swoją wersję wydarzeń
- Mężczyzna mówi w nim, że lekarze odmówili przeprowadzenia badań w kierunku wrodzonych niedoborów odporności
- Jak twierdzi nie pokazano mu również ulotki od preparatu z witaminą K
- Zarzucił również sądowi rodzinnemu, że prawo do decydowania w sprawach zdrowotnych dziecka przekazał osobie nie mającej doświadczenia medycznego
Ojciec dziecka uważa, że urodziło się ono o czasie, a ciąża byłą donoszona. – Nie potrzebowało inkubatora. Nikt tego nawet nie proponował – stwierdza. Dodaje, że poród odbył się bez komplikacji i nie było żadnego zagrożenia dla matki i dziecka.
Mężczyzna na filmie wideo informuje, że 2,5 godziny po porodzie lekarz powiedział mu, że zgłasza jego i matkę dziecka do sądu rodzinnego. – Mnie poinformował, że ja, jako tata dziecka, zagrażam jego zdrowiu i życiu. Powodem była odmowa zaszczepienia córki w pierwszej dobie życie oraz odmowa podania zastrzyku z witaminą K – tłumaczy ojciec noworodka.
Na udostępnionym wideo, mężczyzna stwierdza także, że niemycie dziecka i pozostawienie mazi popłodowej „jest standardem na świecie, a tutaj traktowane jest jako zaniedbanie higieniczne grożące zakażaniem”.
– Odmówiono natomiast wykonania badań w kierunku wrodzonych niedoborów odporności, które są bezwzględnym przeciwwskazaniem do szczepienia przeciwko gruźlicy – stwierdza mężczyzna. Dodaje, także że „niemożliwe było uzyskanie ulotki od preparatu witaminy K, gdyż taka ulotka w języku polskim nie istnieje”. – Nie udostępniono nam żadnych innych ulotek – tłumaczy.
Sąd rodzinny odebrał rodzicom dziecka prawa rodzicielskie w kwestiach związanych z zastosowaniem świadczeń zdrowotnych. – Ustanowiono kuratora, który nie ma zupełnie wykształcenia medycznego i jemu przekazano podejmowanie decyzji w sprawach zdrowia naszej córki – uważa ojciec.
– Nami kierowała wyłącznie troska o dobro i bezpieczeństwo naszego dziecka. Za naszą dociekliwość i troskę zostaliśmy ukarani odebraniem praw do dziecka i zmuszeni do ucieczki i ukrywania się. Zrobiono z nas wyrzutków. Jesteśmy szkalowani przez fałszywe informacje medialne – mówi mężczyzna.
Policja wciąż poszukuje rodziców z noworodkiem
Do porwania dziecka doszło na terenie Białogardu. W piątek przed godziną 16 z oddziału noworodkowego białogardzkiego szpitala został zabrany jednodniowy wcześniak. Sprawcami są rodzice dziecka. Całej rodziny wciąż poszukuje policja. Nie wiadomo, w jaki stanie jest obecnie dziecko.
Małżeństwo S. to mieszkańcy Połczyna-Zdroju. Kobieta w białogardzkim szpitalu urodziła w czwartek w 37, a nie jak wcześniej mówiono, w 36 tygodniu ciąży. Zdaniem szpitala dziecko miało jednak zbyt małą masę ciała i wymagało m.in. dogrzania w inkubatorze.
– Od momentu porodu rodzice dziecka nie wyrażali, w tym również na piśmie, zgody na podejmowanie przez personel szpitala podstawowych czynności medycznych – osuszenie dziecka, ogrzanie pod napromiennikiem ciepła, wytarcie z mazi płodowej, kąpiel dziecka w oddziale, podaż witaminy K domięśniowo lub doustnie, szczepienia ochronne, ewentualne dokarmianie dziecka, gdyby tego wymagało, wykonanie badań przesiewowych, profilaktykę zakażenia przedniego odcinka oka (inaczej zabieg Credego) – tłumaczył Witold Jajszczok, rzecznik szpitala.
Wczoraj w całej sprawie wypowiedział się również ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego szpitala w Białogardzie dr Roman Łabędź. Pytany przez dziennikarzy, co może grozić noworodkowi, odpowiedział, że „dzieci muszą być badane, musi być sprawdzany poziom bilirubiny – czy występuje żółtaczka czy nie, jeśli te badania nie są wykonane, to tracimy kontrolę nad stanem zdrowia dziecka”. – Obawiam się, żeby to dziecko nie trafiło za dzień czy dwa do jakiegoś szpitala w cięższym stanie – wyznał dr Łabędź.
Dopytywany przez media, czy dziecku może grozić śmierć, przyznał, że nie wie tego. – Są kraje, gdzie dzieci rodzą się bez pomocy medycznej i też żyją, ale śmiertelność noworodków w tych krajach jest niewspółmiernie większa niż w krajach o tym klasycznym poziomie medycyny – powiedział.
– Trudno jest rozmawiać z pacjentami, którzy są przeciwnikami szczepień. Ja ich rozumiem, takie mają poglądy. Natomiast brak elementarnych czynności higienicznych w stosunku do noworodka, który nawet w bardzo dobrym stanie się rodzi, budzi sprzeciw personelu medycznego, który obawia się o stan tego noworodka. Czuliśmy zagrożenie, że jeżeli tych czynności nie będziemy nadal wykonywać to stan dziecka może być zagrożony w szpitalu, co dla nas jest niedopuszczalne – powiedział ordynator.
Szpital zawiadamia sąd
Szpital postanowił zawiadomić sąd rodzinny, bo zdaniem lekarzy postępowanie rodziców mogło doprowadzić nawet do śmierci dziecka. W piątek sąd podjął decyzję. Rozprawa odbyła się w szpitalu. – Sąd orzekł o częściowym ograniczeniu sprawowania władzy rodzicielskiej w zakresie udzielanych świadczeń medycznych, powołał też adwokata, któremu takie prawa zostały nadane – tłumaczy Jajszczok.
Rodzice postanowili uciec ze szpitala po tym, jak otrzymali postanowienie sądu. Dziecko przebywało z nimi cały czas na sali. Tuż przed godziną 16 w piątek razem z noworodkiem wymknęli się ze szpitala i odjechali w kierunku Połczyna-Zdroju granatową Mazdą. Wciąż poszukują ich policjanci.
(dp)