Żydowski rasista antyniemiecki


Późny triumf nad nazistami. Żydowski kolekcjoner nie pokaże swoich zbiorów w Niemczech

Ulrike Schleicher / Małgorzata Matzke Deutsche Welle
25.08.2013 , aktualizacja: 25.08.2013 18:44
A A A Drukuj
Werner MerzbacherWerner Merzbacher (Fot. DW/U.Schleicher)

Niemiecki Żyd Werner Merzbacher z Zurychu jest jednym z najbardziej znaczących kolekcjonerów sztuki okresu klasycznego modernizmu. Dotrzymuje przysięgi, że nigdy nie pokaże swojej kolekcji w Niemczech.

Obraz aż wibruje kolorami: granatowe łubiny, czerwone maki, różowe peonie, gerbery, soczyście zielony trawnik i błękitne niebo. „Ogród kwiatów” Emila Noldego jest jednym z 42 obrazów pokazywanych na wystawie „Color Gone Wild” w Muzeum Izraela w Jerozolimie. Ich właścicielem jest handlarz futer i ekspert finansowy z Zurychu Werner Merzbacher, posiadający jedną z najważniejszych na świecie kolekcji dzieł impresjonistów, fowistów i ekspresjonistów.

Dwa aspekty tej kolekcji mają wyjątkowe znaczenie: jak żadna inna kolekcja odzwierciedla ona osobę zbieracza i jego biografię – i jego emocjonalny związek z losami artystów, uważa organizatorka wystawy w Jerozolimie Adina Kamien-Kazhdan.

„Wynaturzona sztuka”

Tak hitlerowscy ideolodzy nazywali sztukę tworzoną na początku XX w. m.in. przez niemieckich ekspresjonistów skupionych w grupach „Der Blaue Reiter” i „Die Bruecke”. Ich obrazy, będące wyrazem wolnego artystycznego ducha, ich indywidualności i społecznego zaangażowania, zostały wyklęte, zakazane i zniszczone przez nazistów. Niektórzy z artystów jak Emil Nolde stali się niewidzialni, albo jak Paul Klee – zostali zmuszeni do emigracji. Wielu nie wytrzymało represji, jak Ernst-Ludwig Kirchner. Kiedy naziści w 1937 roku zniszczyli 600 jego obrazów, artysta odebrał sobie życie.

– Tym bardziej frapujące jest, że jego obrazy emanują taką radością życia i optymizmem – opowiada kuratorka wystawy. Po 15 latach udało jej się po raz drugi ściągnąć do Jerozolimy część kolekcji Merzbachera – tym razem przede wszystkim obrazy fowistów i ekspresjonistów.

Odrzuca zapytania z Niemiec

Kto wrzuci do wyszukiwarki hasła „Werner Merzbacher, wystawa, Niemcy”, ten dostanie tylko informacje do haseł „Werner Merzbacher” i „wystawa”. Z hasłem „Niemcy” nie ma żadnych konotacji, bo jego zbiory jeszcze nigdy nie były pokazywane w Niemczech. I pewnie nie będą, bo kolekcjoner kategorycznie odrzuca wszystkie propozycje wystaw ze strony niemieckich muzeów.

Dzieje się tak za przyczyną najmroczniejszego okresu jego biografii. Werner Merzbacher urodził się w Niemczech, w Heilbronn, w żydowskiej rodzinie lekarskiej. – Jego ojciec Julius Merzbacher czuł się Niemcem, był lubiany i szanowany – do czasu, gdy hitlerowcy nie doszli do władzy – opowiada 85-letni kolekcjoner przy okazji otwarcia wystawy w Jerozolimie.

Zaczęło się szykanowanie i dyskryminacja. Kiedy w czasie Kryształowej Nocy płonęły synagogi i demolowano żydowskie sklepy, rodzice wysłali Wernera wraz z transportem żydowskich dzieci do Szwajcarii, gdzie był już jego brat. – Miało być to tylko na kilka miesięcy – wspomina Merzbacher. Ale chłopcy już nigdy więcej nie zobaczyli rodziców. Matka i ojciec zostali zagazowani w Auschwitz. Wspomnieniem o szczęśliwym życiu rodziny jest kilka starych fotografii i ostatnia kartka z roku 1942: „Mamy nadzieję, że wkrótce wszystko się poprawi. Bardzo Was kocham, Mama”.

Ulica imienia Merzbachera

Jeszcze dziś Wernerowi Merzbacherowi trudno jest mówić o utracie rodziców i o jego losie sieroty w Szwajcarii. – O wielu rzeczach starałem i staram się zapomnieć – przyznaje. Inaczej nie byłby w stanie w ogóle pozytywnie i kreatywnie żyć, jak podkreśla. Od czasów wojny tylko kilka razy był w Niemczech: pojechał do Konstancji, na wmurowanie „Stolperstein”, upamiętniającego rodziców. Dwa razy był w miejscu, gdzie się urodził, w Oehringen. Tam jedną z ulic nazwano imieniem jego ojca. Odbyło się to jednak nie tak gładko, jak można by pomyśleć. W radzie miasta toczyła się burzliwa dyskusja – opowiadał o niej jeden z nauczycieli, Walter Meister w wykładzie na temat „Oehringen i tutejsi Żydzi”. Zastraszająca była bezmyślność i brak jakiegokolwiek wyczucia w gronie włodarzy miasta – twierdzi Meister.

Ratunek w sztuce

Dość długo trwało, zanim Werner Merzbacher zawarł z Niemcami swój wewnętrzny pokój. Przebaczył im, ale niczego nie zapomniał. Pomogła mu w tym sztuka. – Mój optymizm i radość życia były pogrzebane pod gruzami, zanim nie zobaczyłem tych kolorów – wyjaśnia. Tym gorętsza rozwinęła się w nim kolekcjonerska pasja.

– Nie znam drugiego takiego człowieka, który tak identyfikowałby się ze swoją kolekcją – przyznaje Adina Kamien-Kazhdan. Zna Merzbachera od czasów pierwszej wystawy w Izraelu w 1998 roku. Jego kolekcja jest jak autoportret – pokazuje, jak zmieniał się z upływem lat. – Na początku zbierał obrazy bardzo mroczne w nastroju.

I dodaje swoją interpretację jego stosunku do sztuki: „Sztuka, artyści i kolekcjoner wspólnie triumfują nad nazistami – koniec końców zwyciężył humanitaryzm”.

Artykuł pochodzi z serwisu ”Deutsche Welle”

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.