Gorzka klapa berlińskiego Blietzkriegu


Warszawska Gazeta

sobota, 08 sierpień 2020 19:47

Przedwyborczy Blitzkrieg Berlina. Niemieccy politycy nie odważają się tak pouczać i ganić żadnego innego dużego kraju

Napisane przez Stanislas Balcerac

Przedwyborczy Blitzkrieg Berlina. Niemieccy politycy nie odważają się tak pouczać i ganić żadnego innego dużego kraju

Blitzkrieg Berlina w przeddzień II tury wyborów prezydenckich uświadomił nam na nowo, jak uzależniona jest Polska od niemieckich mediów i niemieckich polityków. Czy to przypadek, że akurat dwa dzienniki tego samego niemieckiego wydawcy podjęły zsynchronizowaną w czasie akcję przeciwko Andrzejowi Dudzie?

W moim tekście z 26 czerwca opisałem główne grupy poparcia kandydata Trzaskowskiego, które były dyskretnie wspierane przez Niemców, poza oczywistą Platformą Obywatelską: (i) partia Zielonych, (ii) mniejszość niemiecka i (iii) niemieckie media w Polsce. Opisałem też plan B dla kandydata Trzaskowskiego, w razie porażki wyborczej, który polega na dalszym wzmacnianiu „Wolnych Miast” według strategii uzgodnionej jesienią zeszłego roku podczas wizyty u burmistrza Berlina, socjalisty Michaela Müllera. Do końca czerwca Niemcy pozostawali faktycznie bardzo dyskretni. Dla przykładu 25 czerwca kandydat Trzaskowski otrzymał wsparcie „12 burmistrzów europejskich miast”, wśród których nie było żadnego Niemca ani wymienionego wyżej Michaela Müllera, ani burmistrza Düsseldorfu Thomasa Geisela, który rok temu odwiedził Trzaskowskiego.


Zarówno Berlin jak Düsseldorf są miastami partnerskimi Warszawy od wielu lat. To że w „apelu 12 burmistrzów” nie było burmistrzów Berlina i Düsseldorfu, ale byli za to burmistrzowie Reykjaviku i Istambułu, to kuriozum, które można wyjaśnić tylko niemiecką taktyką pozostawania dyskretnie za plecami Trzaskowskiego do czasu rozstrzygnięcia wyborów. Do końca czerwca niemieckie media w Polsce pozostawały raczej dyskretne. Co prawda przed pierwszą turą wyborów „Newsweek Polska” umieścił Trzaskowskich na okładce, miesiąc po wcześniejszej okładce z Trzaskowskim 17 maja („Trzaskowski wchodzi do gry”), a wydawany na Śląsku „Dziennik Zachodni” (własność niemieckiego koncernu Passauer Presse) opublikował ociekający wazeliną tekst zatytułowany „Wspaniała żona Rafała Trzaskowskiego. Małgorzata Trzaskowska jest ze Śląska. To silna kobieta i oparcie dla męża. Będzie pierwszą damą RP?”, ale ta gra propagandowa pozostawała raczej w granicach normy.

Wszystko zmieniło się nagle na początku lipca, kiedy Niemcy ruszyli z Blitzkriegiem przeciwko kandydatowi Andrzejowi Dudzie. Skąd ta nagła zmiana? Dzień 1 lipca 2020 r. miał swoje znaczenie historyczne i symboliczne, tego dnia Niemcy objęły rotacyjną prezydencję Unii Europejskiej. Dzień wcześniej, 30 czerwca, dotychczasowy ambasador Niemiec w Polsce Rolf Nikel, zakończył swoja 6-letnią misję i oznajmił w mediach społecznościowych, że jeszcze tego samego dnia „oficjalnie wyjedzie z Polski”, tak jakby symbolicznie umywał ręce od tego, co się stanie później. Ambasador Nikel był typem „dobrego Niemca”, który starał się nie pozostawić po sobie spalonej Warszawy. W ambasadzie pozostał ambasador dubler, Knut Abraham, wysłany do Polski dwa lata temu bezpośrednio z Kanzleramtu Merkel. Jego rola w Polsce jest do dziś owiana tajemnicą. Według doniesień prasowych 1 lipca miał pojawić się w Warszawie nowy ambasador Niemiec, były wiceszef wywiadu BND i syn sztabowca z bunkra Hitlera, Arndt Freytag von Loringhoven. Opisałem jego sylwetkę miesiąc temu w „Warszawskiej Gazecie”, w tekście „Ambasador rodem z bunkra Hitlera”. Ale wygląda na to, że ta część niemieckiego planu spaliła na panewce. 7 lipca „Gazeta Wyborcza” podała, że polski MSZ: „nie wydał tzw. agrément, czyli wstępnej zgody na przyjęcie dyplomaty”, chociaż „dokumenty złożono już dawno”.

Pomiędzy 22 i 25 czerwca gospodarską wizytę na Dolnym Śląsku i w Opolskim złożył za to wiceprzewodniczący niemieckiego Bundestagu Thomas Oppermann. Niemiecki polityk odbył cały szereg spotkań z lokalnymi samorządowcami i politykami, spotkał się oczywiście także z przedstawicielami mniejszości niemieckiej w Polsce (polska mniejszość w Niemczech, choć proporcjonalnie dwa razy większa, nie ma żadnych praw). Objazdowy pobyt tego wysokiej rangi niemieckiego polityka tuż przed pierwszą turą wyborów prezydenckich można uznać za raczej niestosowny, tym bardziej że mija właśnie 100 rocznica plebiscytu na Górnym Śląsku (m.in. dzisiejsze Opolskie), który był okresem napięć, konfliktów, a nawet powstań (śląskich) przeciwko niemieckiemu uciskowi administracyjnemu i ekonomicznemu.

Blitzkrieg Berlina w przeddzień II tury wyborów prezydenckich uświadomił nam na nowo, jak uzależniona jest Polska od niemieckich mediów i niemieckich polityków. Niemieccy politycy nie odważają się tak pouczać i ganić żadnego innego dużego kraju Unii Europejskiej. Obchodzili się ostrożniej i potulniej nawet z Grecją i Włochami w kryzysie. W żadnym innym kraju UE cała prasa regionalna nie jest w rękach koncernów medialnych sąsiada, tak jak w Polsce. Podczas kiedy niemiecki Axel Springer ma w Polsce „Onet”, „Newsweek Polska”, „Fakt”, we Francji na przykład koncern posiada tylko kilka fachowych stron internetowych i wydaje miesięczniki samochodowe. Polska dała się skolonizować ekonomicznie i medialnie, jak żaden inny duży kraj w Unii Europejskiej. Być może dlatego kandydat Trzaskowski chce uruchomić na nowo Trójkąt Weimarski (Niemcy, Francja, Polska), trójkąt który w rzeczywistości jest niemieckim kółkiem. Czy lipcowy Blitzkrieg Berlina obudzi w końcu polski rząd, zanim nie będzie za późno? Blokowanie przyjazdu do Polski nowego ambasadora Niemiec jest długo oczekiwanym znakiem suwerenności polskiego państwa. Oby nie jedynym.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.