Polska hamulcowym w prowadzeniu dialogu Zachodu z Rosją


 

Polska „czynnikiem utrudniającym” kompromis z Rosją

Dzisiaj, 14 listopada (17:31)

– Dla Francji i Niemiec pozycja Polski wobec konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i samej Ukrainy, obiektywnie patrząc dość racjonalna i wycofana, stanowiła czynnik utrudniający prowadzenie dialogu z Rosją i osiągnięcie kompromisu – uważa dr Artur Drzewicki, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Władimir Putin, Matteo Renzi, Petro Poroszenko i Angela Merkel podczas spotkania w Mediolanie (17.10). /AFP

Władimir Putin, Matteo Renzi, Petro Poroszenko i Angela Merkel podczas spotkania w Mediolanie (17.10).

/AFP

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

„Rozmawiać bez Polski o Ukrainie, to tak jakby w sprawach Libii, Algierii, Tunezji, Maroka rozmawiać bez Włoch, Francji, Hiszpanii” – stwierdził w niedawnej rozmowie z „Gazetą Wyborczą” minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna.

Polscy dyplomaci chcieliby być poważnym uczestnikiem rozmów o zażegnaniu konfliktu na wschodzie Ukrainy i przyszłości kraju, tyle że – zdaniem dr Artura Drzewieckiego – miejsca przy stole specjalnie nie widzą dla naszej delegacji Rosjanie, Niemcy, Francuzi i sami Ukraińcy.

Dariusz Jaroń, Interia:  Polska na początku ukraińskiego kryzysu była bardzo zaangażowanym graczem, wręcz orędownikiem pokoju. Im dłużej trwa konflikt, tym rola Polski jest mniejsza, a przedstawiciele naszego rządu nie są zapraszani do rozmów o przyszłości Ukrainy. Dlaczego?

Dr Artur Drzewicki: Należy zakładać, iż to stanowisko Rosji w tym wypadku było decydujące dla pominięcia Polski w procesie negocjacyjnym. Nie należy zresztą przypuszczać, iż  pozostałe kraje uczestniczące w negocjacjach były szczególnie zainteresowane włączeniem Polski do procesu.

Które kraje ma pan na myśli?

– Dla Francji i Niemiec pozycja Polski wobec konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i samej Ukrainy, obiektywnie patrząc dość racjonalna i wycofana, stanowiła z założenia czynnik utrudniający prowadzenia dialogu z Rosją i osiągnięcie kompromisu.

– Francja, a przede wszystkim od pewnego czasu Niemcy, prowadzą politykę w wymiarze ponadregionalnym, angażując się w procesy pokojowe zarówno w Europie, jak i na całym świecie. Warto wspomnieć o istotnym zaangażowaniu w ostatnim czasie Berlina w rozwiązanie konfliktów w Naddniestrzu, na Bliskim Wschodzie czy wokół programu atomowego Iranu. Nie ulega wątpliwości, iż predysponuje je do tego ich potencjał polityczny i gospodarczy (w mniejszym stopniu militarny), a przede wszystkim zgoda uczestników zachodzących tam wydarzeń na bezpośrednie zaangażowanie tych państw w mediacje. Tego rodzaju atutów i możliwości Polsce brakuje.

Jakie stanowisko wobec polskich dyplomatów przyjął Kijów?

– Raczej podobne. Wśród priorytetów politycznych Kijowa możliwość nawiązania ścisłych relacji z Berlinem stoi zdecydowanie wyżej niż utrzymanie relacji z Polską na dotychczasowym, wysokim, strategicznym poziomie. Tym bardziej, że mimo wszystko na Ukrainie nadal panuje przekonanie o bezwarunkowym poparciu przez Warszawę jego integracyjnych dążeń. To jest zresztą podejście cechujące nie tylko obecne władze ukraińskie, ale także wcześniejsze rządy, o czym dość często zapominamy lub sobie tego nie uświadamiamy. Smutny w tym kontekście jest jednak fakt, iż swoją wypowiedzią minister Schetyna w jakimś stopniu potwierdził, że Polska została poniekąd „wykluczona” z procesu negocjacyjnego, nie zaś – jak starano nam to przedstawić – była to świadoma decyzja władz polskich: rezygnacja z udziału w procesie dla dobra powodzenia rokowań.

Jak ważna dla polskiej polityki zagranicznej jest Ukraina?

– Niezależnie od dalszego rozwoju sytuacji, należy pamiętać, iż Ukraina na stałe jest wpisana w katalog naszych żywotnych interesów w sferze bezpieczeństwa, mających charakter trwały, nie podlegających negocjacjom. W sposób naturalny określa to zakres fundamentalnych celów polityki polskiej, która opierać się powinna na dążeniu do utrzymania suwerennej, unitarnej Ukrainy, w miarę silnej gospodarczej, przychylnej i zbliżonej do Unii Europejskiej i NATO.

– Nie zwalnia to nas oczywiście od prowadzenia polityki racjonalnej, także w sferze ekonomicznej i dalekiej od „bezwarunkowego” popierania władz ukraińskich w każdym obszarze ich działania. Szczególnie unikałbym postrzegania działań władz ukraińskich każdorazowo przez pryzmat konfliktu z Rosją. Dość często widoczna jest podatność na rozgrzeszanie władz ukraińskich z ich działań jako formy ich wsparcia w konflikcie z Rosją, niezależnie od rzeczywistego związku poszczególnych działań z tym wydarzeniem.

Wyniki wyborów na Ukrainie coś powinny zmienić w naszej polityce? Łatwiej będzie rozmawiać o przyszłości z prozachodnim Kijowem?

– Na ten moment powstrzymywałbym się od kategorycznego mówienia „o ostatecznym wyborze Ukrainy” w kontekście jej zbliżenia z europejskim obszarem integracyjnym. Podobnego rodzaju wypowiedzi pojawiały się masowo po „Pomarańczowej Rewolucji” i po kilku latach okazało się, iż nie miały one żadnych podstaw, zarówno ze względu na postawę elit ukraińskich, jak i poszczególnych państw Unii Europejskiej.

– Oczywiście dzisiejsza sytuacja jest trochę inna, niemniej jednak o rzeczywistym zakresie zbliżeniu Ukrainy do Europy będzie można mówić dopiero za kilka lat. Do tego czasu polska polityka wobec Ukrainy powinna być nadal oparta na trwałych interesach, uwarunkowanych kwestią bezpieczeństwa i elastycznym, racjonalnym reagowaniu na zachodzące na Ukrainie wydarzenia.

Jaroń

Dariusz Jaroń

INTERIA.PL