Moskwa ściga amerykańskie hamburgery w ramach antysankcyjnych retorsji


 

Precz z amerykańskim hamburgerem, niech żyje staroruski bogatyr!

Michał Kokot
25.07.2014 , aktualizacja: 25.07.2014 17:41
A A A Drukuj
Restauracja McDonald's w Petersburgu przy Newskim Prospekcie

Restauracja McDonald’s w Petersburgu przy Newskim Prospekcie (Fot. Alex Segre / Rex Features / East News)

Kreml wypowiedział wojnę McDonald’s. Czy amerykańskie restauracje w Rosji padną ofiarą ukraińskiego konfliktu?
Artykuł otwarty
Pierwszy McDonald’s w Moskwie został otwarty pod koniec stycznia 1990 roku, gdy istniał jeszcze Związek Radziecki. Przed restauracją przez wiele miesięcy ustawiały się wówczas kilometrowe (dosłownie!) kolejki. W sowieckiej prasie można było przeczytać zachwyty nad „amerykańską ekspresją racjonalizmu i pragmatyzmu w żywieniu”, jak pisał jeden z dziennikarzy.Związek Radziecki rozpadł się prawie dwa lata później, a McDonald’s rozkwitły. Jednak teraz nad czterystoma restauracjami, które w całym kraju ma ten amerykański koncern, zawisły czarne chmury. Rosyjski Rozpotriebnadzor – odpowiednik naszego sanepidu – zażądał niedawno, by z menu restauracji zniknęły cheeseburgery, fishburgery, chickenburgery i napoje mleczne. Instytucja ta poinformowała, że akurat te produkty mają za dużo tłuszczu, białka i węglowodanów. I złożyła wniosek do sądu o wycofanie spornych produktów z menu. Amerykańska spółka w oświadczeniu poinformowała, że jest zaskoczona taką decyzją oraz że nikt z Rozpotriebnadzoru w tej sprawie się z nią nie kontaktował. Stwierdziła też, że sprzedaje produkty dopuszczone przez rozmaite rosyjskie instytucje.

W przeszłości szef Rozpotriebnadzoru Giennadij Oniszenko wzywał rodaków do tego, by nie żywili się hamburgerami, gdy w 2012 roku wybuchła tam (jak się później okazało – dęta) afera z robakami znalezionymi w środku jednego z nich. Jedzenie miało zostać rzekomo sprzedane w jednym z lokali w Moskwie. – To nie jest właściwa żywność dla moskwian czy Rosjan w ogóle. To nie nasze jedzenie – mówił Oniszenko. Wcześniej wzywał Rosjan, by nie jedli sushi.

Atmosfera wokół amerykańskich restauracji w Rosji zagęściła się po wybuchu konfliktu ukraińskiego. W kwietniu pod moskiewskimi lokalami koncernu demonstrowali nacjonaliści zwołani przez Władimira Żyrinowskiego. Powodem była decyzja amerykańskiej spółki o zamknięciu trzech McDonaldów na Krymie po tym, jak półwysep znalazł się pod rosyjską okupacją. Moskwa szybko jednak znalazła sposób, jak zrekompensować mieszkańcom Krymu stratę, i ogłosiła, że wkrótce miejsce McDonalda zajmie niewielka rosyjska sieć Rusburger (ma zaledwie kilkanaście lokali w całym kraju).

Zresztą i ona oferuje kwestionowane przez rosyjski urząd cheeseburgery. W menu znaleźć ma się również bogatyr – potrawa upamiętniająca nazwą wschodniosłowiańskich wojowników z X wieku. A zamiast coca-coli klientom tej sieci serwowana jest gruszkowalemoniada. Rusburger zapewnia, że najlepiej w jej lokalach czują się ludzie, którzy „tęsknią za Rosją”, co w przypadku kremlowskiej polityki integracji Krymu z resztą rosyjskiego imperium nie jest bez znaczenia.

Moskwa nie przypadkiem wzięła na celownik właśnie amerykańską sieć restauracji. To zapewne także zemsta za sankcje wprowadzone przez Waszyngton po rosyjskiej agresji na Ukrainę, znacznie ostrzejsze niż restrykcje zastosowane przez Unię Europejską.

Szlaban za rzekome niedotrzymywanie rosyjskich norm w przypadku żywności jest sprawdzonym orężem Moskwy w walce politycznej z innymi krajami. W piątek Rosja stwierdziła, że ukraiński nabiał nie spełnia niezbędnych norm jakościowych, i zakazała jego importu. To samo dotyczy mołdawskich win i owoców. W przeszłości Rosja karała Polskę, zakazując importu mięsa, a w 2006 roku po wybuchu wojny z Gruzją nałożyła embargo na gruzińskie wina.